Mam już dość
Napięcie sięga czasem zenitu i naprawdę mam już dość tego, co tu w mieście dzieje się dookoła. Wiem, że wieś też ma swoje minusy, że tam o wszystko będę musiał zadbać sam. Ale to, co dzieje się tutaj zaczyna mnie wykańczać i mimo, że jestem bardzo, bardzo spokojnym i opanowanym człowiekiem, to czasem…
Koniecznie zaprenumeruj bezpłatnie ten blog ( ➡ po prawej).
Wczoraj, w sobotę, było apogeum wkurzania wszystkich dookoła. Założę się, że wszyscy mieszkańcy bloku oraz sąsiedzi z naprzeciwka mieli, kurde, wolne. Że też nie mogli sobie gdzieś nad wodę wyjechać, albo na tegoroczne grzyby, które się już pojawiły, bym mógł sobie w ciszy i spokoju popracować nad tym blogiem. Ale nie… No ba, oczywiście, że nie! Się uwzięli skubani! Nie narzekam zazwyczaj i widzę wszystko optymistycznie, ale chyba nie wczoraj.
Mam już dość od szóstej rano
Zaczęło się od 6.15. Na szczęście zdążyłem już z pół godziny popracować. Na spokojnie przejrzałem maile, a tu nagle jak nie pójdzie po wszystkich ścianach i stropach całego budynku odgłos młota pneumatycznego. Z pewnością wiecie jaki to irytujący dźwięk, jakby Cię armia komarów atakowała, ale przeciwnika nie widzisz. Czujesz go na karku, słyszysz, chowasz się przed nim, lecz akurat tego nie zobaczysz. W końcu dryluje mury gdzieś dwa piętra niżej.
No tak, pewnie zaczęli od szóstej rano, tylko trzeba było śniadanie z puszki wypić i do dzieła. Bo na trzeźwo to chyba nie da się tak pracować, skoro drgania odczuwałem dwa piętra wyżej, a co dopiero oni tam, z młotem w dłoniach.
Najwidoczniej robotnikom hałas i drgania nie przeszkadzały, bo kuli cały dzień z przerwą na drugie śniadanie. Skończyli po dwudziestej. W międzyczasie dorzucił się sąsiad z piętra borując dziury. Z tego, co wiem, to ani nie jest stomatologiem, ani nie pracuje w BOR-ze. Po dwudziestym szóstym wywierconym otworze przestałem liczyć.
Po dziesiątej dokładka
Po dziesiątej dorzucił się sąsiad z naprzeciwka, który postanowił wysprzątać swoją audicę. Zazwyczaj kosi trawnik jakieś trzy godziny, dwa razy w tygodniu. A wczoraj dla odmiany, niewiele krócej, odkurzał… Chyba nawet wnętrze silnika, bo co można odkurzać przez tyle czasu? Okno zamkniesz, by było ciszej, to znów gorąco. Zresztą i tak bez różnicy, gdyż temperatura w środku przekroczyła już 27 stopni, a na zewnątrz w słońcu grubo ponad 40.
Skończył odkurzać, zaczął polewać, myć, polerować, krzyczeć na żonę i dziecko. Uroczo…
Dorzucił się jeszcze jakiś dzieciak, piętro niżej, może wyżej ode mnie. Nie wiem, dla jego dobra postanowiłem go nie lokalizować. Są ludzie, którzy chodzą na piętach i głośno przy tym stukają. Ale ten nie chodził… On napierniczał tymi nogami w podłogę cały dzień. Nie wiem czy sobie tor wyścigów urządził, czy miał skakankę. Wciąż nie żałuję, że nie wiem gdzie mieszka. Dla jego dobra;) Piętaszek, w piętkę goniony…
Mam już dość coraz bardziej
Po południu zaczęła się dyskoteka w jednym z samochodów zaparkowanych pod oknami (pamiętajmy, że sąsiad ledwo skończył odkurzanie, młot pracował bez przerwy, podobnie jak dzieciak z piętowym ADHD). Chyba sprawdzali, kto miał większego „basa”… w aucie. Takie przedłużanie męskości pewnie;)
Konkurencja nie spała i nad nami zaczęło grać w środku bloku. Co za perfekcyjna budowa kanałów wentylacyjnych. Wchodząc do łazienki czułem się, jakbym już był na tej imprezie. Dzisiaj wiem już sporo o filtrach akustycznych, ale projektanci bloku, sprzed zaledwie ośmiu lat, najwidoczniej nie wiedzieli o istnieniu takich.
Czy wieczór przyniesie ukojenie?
Około dwudziestej zaczyna się batalia trzech mieszkań (tak podejrzewam, że trzech), a na pewno koło piątki dzieciaków. Kąpanie kontra jedzenie, czyli które dziecko „głośniej nie chce”. Płacze, lamenty, krzyki, wycie. Trwa to około godziny. Rodzice się chyba zmawiają, by było to w jednym czasie. Może i dobrze, bo gdyby tak 3 razy po jednej godzinie, każdy z osobna. Strach pomyśleć…
Na początku zastanawiałem się, czy nie trzeba interweniować i ratować te biedne dzieci, bo hałas był taki, jakby je torturowano. Dzisiaj po półtora roku nic się nie zmieniło, poza tym, że mam czasem ochotę ratować rodziców, którzy przez ten czas cierpliwie i bez krzyku mówią, przekonują, tłumaczą, proszą, a dzieci? Dzieci bez zmian – to samo. ZAWSZE.
Taki dzień?
Całość to w sumie taki „dzień, jak co dzień”. Życie w bloku, w mieście. Jeszcze tylko zabrakło imprezy za ścianą, którą raz w miesiącu urządzają sąsiedzi. Wczoraj nie było… ufff… Pewnie, że ta sobota, to było apogeum, pewnie, że są cichsze dni i spokojniejsze miejsca w mieście. Ale ja mam już dość.
Chcę się już przenieść, znaleźć swoją oazę, gdzieś nad wodą, otoczoną drzewami lub lasem, może łąkami. Spokojnie popracować w ogrodzie, w sadzie, czy nawet przed komputerem na dużym zacienionym tarasie. Zrobić sobie poobiednią drzemkę na hamaku. To wszystko, co by się tam działo pokazałbym Tobie, opowiedział o tym, opisał. Nawet pianie koguta o czwartej rano by mi nie przeszkadzało…
Czemu więc jeszcze tego nie ma? Co mnie powstrzymuje? Tego dowiesz się z kolejnych wpisów na tym blogu.
Jeśli nie wiesz, o czym jest ten blog, przeczytaj TEN WPIS.
Jeśli chcesz poznać moją historię, również w wersji filmowej, zobacz TUTAJ.
Spokojnego niedzielnego odpoczynku.
Adam
PS. W stopce poniżej, po prawej stronie możesz zasubskrybować kolejne wpisy. Zostaw też komentarz. Napisz, czy też masz czasami dość, jak sobie z tym radzisz?
Urodziłam się i dorastałam w dużym mieście. Z jednej strony fajnie wszystko w zasięgu ręki – sklepy, kina, puby, znajomi. Ale pęd życia i “tętniące życiem blokowisko” to druga strona medalu.
Od 12 lat mieszkam poza dużym miastem i na początku trochę brakowało mi tego gwaru, ale teraz nie wyobrażam sobie, żeby znów mieszkać w dużym mieście.
Dzięki Katarzyno. Dokładnie to wiem i już chcę tej ciszy, jeszcze zanim się przeniosę na wieś. Oby jak najszybciej. Mam nadzieję, że zostajesz tutaj i będziesz śledzić dalsze wydarzenia?
Skąd ja to znam…ciągnący się kilka miesięcy remont podworka. Najglosniejsza robotę robili od 6 rano. Kiedy juz skończyli remont…sasiad wpadl na pomysl generalnego remontu mieszkania a na dokładkę smieciarze którzy przyjeżdżają każdego dnia miedzy 4 a 5. I jak tu pracować w domu???
Pozdrawiam
No widzisz Natalio, a ja pracuję… Staram się rano, od 4-5, kiedy jest najciszej, ale nie zawsze wychodzi… Dlatego niedługo będą konkretne kroki, by się wynieść z miasta i osiąść już w wymarzonym miejscu na wsi 😉
Życie w bloku w mieście nie jest dla mnie. Mimo, że mieszkamy w małym miasteczku to jednak tutaj jest jak na wsi. Cisza, spokój, sąsiedzi ok…
A ja wolę miasta, a od urodzenia mieszkam na wsi. Jestem młodym człowiekiem 27 lat. Lecz zajrzałem na Twojego bloga, bo zaciekawił mnie. Powodzenia w życiu 😉
Tak to właśnie jest, że tego, co w mieście ciągnie na wieś, a tego ze wsi do miasta. Może nie każdego, ale znaczną część… Ja do miasta planuję jednak od święta 😉
Na razie jestem na tym etapie życia, gdzie codzienne życie w mieście bardzo mi odpowiada. Dopiero podczas podróży lubię uciekać na łono natury. Zobaczymy, jak będzie za kilka lat.
Chyba im starszy się staje człowiek, tym bardziej go ciągnie do spokoju i ciszy 😉
Jesteśmy ze spokojnej wsi a do miasta wyprowadziłyśmy się na studia i również doskwiera nam czasem życie w bloku czy kamienicy. Ostatnie dwa lata spędziłyśmy z hałasem budowy pod oknem non stop bo obok naszego budynku powstawał drugi. Teraz mieszkając w innym miejscu mamy sąsiada, który robi imprezy od 2 w nocy do 7 rano a pod oknem ciągłe imprezy samochodowe z muzyką i przeklinaniem i to w różnych językach 😛
Odnoszę zatem wrażenie, że dokładnie wiecie o czym piszę… Dodatkowo znając życie na wsi patrzycie na wszystko z innej perspektywy. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na dłużej na tym blogu, zwłaszcza, że Wasz również mnie zainspirował!
Oj jak ja Cię doskonale rozumiem. Niestety na wieś wyprowadzić się nie możemy ale za 2 miesiące uciekamy z blokowiska na obżerza miasta w dużo spokojniejsze i mniej zaludnione miejsce niż to aktualne. Teraz przeżywam od 3 lat to samo co ty. Ciągłe remonty, krzyki, imprezy, brak wygłuszenia-wszystko słysze, te rozmowy przez telefon, te kłótnie matki z córką, ochy i achy w nocy. Wykańcza mnie to strasznie. Chce uciekać!!! Nie umiem tu wypocząć. Dom podobno powinien być oazą spokoju, dać poczucie bezpieczeństwa ehh podobno. Pozostaje zacisnąć zęby i odliczać czas.
Dziękuję za ten komentarz. I życzę jak najwięcej spokoju po wyprowadzce. U mnie właśnie za ścianą znów zaczęły pracować młoty… Już niedługo… Szukam miejsca…
Na wsi tez jest cicho tylko ostrą zimą z wysokim śniegiem. Tak normalnie kosiarki, maszyny, psy a i sama natura potrafi byc niesamowicie głośna. Będę śledził wpisy. My dwa lata po przeflancowaniu na wieś czasu nie mamy na relaks. Jak nie remont, to sad, to ogrod, to jablka pozbierac, sok wycisnąć, to pomidory poprzerywac i podwiazac…
Masz rację Jack! Na wsi też hałas, ale jednak inny… A niektórzy lubią właśnie taki hałas i taką robotę o jakiej piszesz… Właśnie na nią piszę się ja! 😉 I mam nadzieję, że uda mi się w miarę ciche miejsce jednak znaleźć… Szukam 😉
Wpadnij, popatrz [ Maja w Ogrodzie odc. 549 ], oceń, pomyśl i jakby co, to daj znać. Na sprzedaż. Niestety, na sprzedaż.
Daj proszę jakiegoś linka, bo na YouTube tego znaleźć nie można, a pod linkiem który podałaś jest blogspot (którego ogarniam jak odległą galaktykę, zresztą przypomina mi ją). Jeśli możesz podać, chętnie zobaczę 😉
Jakbym o sobie czytała. Od roku siedzę sobie pod orzechem i kawkę piję. Wpadnij posiedzieć ?
Oj uważaj, bo naprawdę wpadnę posiedzieć pod orzechem 😉
Znam bardzo dobrze zarówno życie w bloku w mieście, jak i życie na wsi i wiesz co? Wychodzi mi na to, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma 😛 Ale w mojej ocenie wieś ma jednak o wiele więcej zalet. Natomiast Adamie jeśli będziesz miał sąsiadów, w sensie, że Twój dom nie będzie stał w odludnej głuszy, to przed hałasem nie uciekniesz. Ktoś już wyżej wspomniał, jak to jest, jeden odpala kosiarę, a hałas niesie się po całej wsi, a jak skończy, to następny zaczyna 😉 Mimo wszystko, ten kawałek własnego nieba nad głową i zasada “my home is my castle” (jeśli ją stosujesz) mogą czasem zdziałać cuda. I jeszcze ta przestrzeń wokól, bliskość pola, lasu – to naprawdę może wynagrodzić pewne dyskomforty. Poza tym tak wielką wagę przywiązuje się dziś do zdrowego trybu życia, zdrowej diety, a na wsi w przeciwieństwie do miasta coś tam koło domu zawsze Ci urośnie do zjedzenia, a choćby i chwasty, też dają możliwość kulinarnego wyszalenia się 😛
Absolutnie masz Bożeno rację! Na wsi też wiele hałasów będzie mi towarzyszyć. I choć część będzie taka sama, to zapewne moja percepcja będzie je inaczej odbierać, albo inaczej sobie tłumaczyć.
Inna sprawa, że część tych hałasów zniknie bezpowrotnie… Nie będzie mi dzieciak tupał w podłogę nad głową, inne nie będą wyć przez godzinę, i sąsiad pode mną ani nie będzie wiercił dziur, ani urządzał dyskoteki. Pozostaną hałasy zewnętrzne… Te z kolei będę starał się zredukować odpowiednim wyborem lokalizacji domu. Będę pisał o tym już niedługo. Wszystkiego zresztą warto w życiu doświadczyć, więc i o “waletach i zadach” mieszkania na wsi dowiem się niebawem.
Popieram, wspieram sercem w tym pomyśle ale,…..póki co, zamiast się wkurzać to TY wyjdź z domu, jedź do lasu, nad wodę, znajduj sobie swoje małe oazy, dopóki nie przeniesiesz się na wymarzoną wieś 🙂
Ku pokrzepieniu serc poczytaj mój post: http://motyw-kobiety.miejsce-akcji.pl/2015/04/12/kobieta-historia-prawdziwa-z-metropolii-do-lasu/
Ja sama mieszkam..na wsi 🙂 Nasze miasto ma co prawda te 40 tys mieszkańców ale mentalność wsi :-DDD a ja mieszkam w takim zielonym zagajniku, lasek przede mną i za mną, jakby co wspieram radą odnośnie ogrodu tudzież lasu :)))
Dzięki za wyjątkowy komentarz. Na pewno przeczytam artykuł. A jeśli chodzi o wkurzanie się… mnie naprawdę ciężko jest wkurzyć, zirytować, czy wyprowadzić z równowagi. Chodziło mi raczej o pokazanie tego, co dzieje się dookoła na blokowisku, a na co właściwie nie mamy wpływu lub bardzo znikomy. To jeden z powodów chęci przeniesienia się na wieś…
Dla mnie właśnie dzieci były motorem do szukania domu na wsi, ale nie cudze a moje własne 😉 Sąsiedzi nie raz dawali subtelnie znać, że nas słychać 😀 Teraz mogą sobie tłuc gołymi piętami po trawie i cieszyć się przestrzenią. Dodam jeszcze, że położenie domu celowo musiało być za wsią, na kolonii, żebyśmy nikomu nie przeszkadzali ale i żeby samemu mieć spokój i przestrzeń. Udało się chociaż jak młodsza płacze to pewnie nawet na wsi ją słyszą 😀
Fajnie Kasiu, że podzieliłaś się tym. Jak widać można zrobić coś, by coś innego się zmieniło. I to na lepsze – nie ma rzeczy niemożliwych 😉